Nikt z nas nie jest samotną wyspą. Potrzebujemy drugiego człowieka, by czuć się kochanym, przydatnym. Pragniemy być blisko siebie, spędzać ze sobą jak najwięcej czasu. Jednak dla komfortu psychicznego każdego z nas niezbędne jest zarówno bycie razem, jak i bycie oddzielnie. Gdy na jakiś czas zmieniamy środowisko - idziemy do pracy, szkoły, kościoła, na zakupy, itp., wówczas wspólnie spędzone chwile są dla nas czymś ważnym, sprawiają nam radość.
Obecnie wszyscy w rodzinie stajemy przed egzaminem z tego, jak bliskie więzi nas łączą, sprawdzamy siebie, trwałość naszych wzajemnych relacji. Funkcjonowanie w obszarze ograniczonym, nieustanne bycie ze sobą na małym metrażu, bez możliwości odizolowania się może powodować włączanie się pewnych nieświadomych mechanizmów. Niewinne pytanie, ton głosu zaczyna wywołać napięcie, które przeradza się w różnego rodzaju reakcje negatywne. Napięcie płynące od jednego członka rodziny eskaluje na całą rodzinę. Zaczynamy się wzajemnie ranić. Jeżeli to nałoży się na istniejące już w rodzinie konflikty, wówczas obecna sytuacja spowoduje, że nawet mała zaczepka zakończy się negatywną „wypłatą” - silnym wyładowaniem emocji.
Na ogół reagujemy na to, co mówi druga osoba reaktywnie, rzadziej szukamy zrozumienia dla jej słów, działamy natychmiast, bez zastanowienia, nie analizując kosztów, a nie oto przecież chodzi. Najważniejsza w chwili obecnej jest świadomość sytuacji, tego, co się z nami dzieje i dlaczego tak jest. Jeżeli przypiszemy ludziom intencje, a nie spojrzymy szerzej w kategorii lęku, który odczuwamy, będziemy żyć przekonaniem, że to inni są źli. Z sytuacji, w jakiej obecnie żyjemy wynika, że ważne jest okazywanie rozumienia, a nie ocenianie. Nie jesteśmy ze sobą, by się ranić, lecz by dawać sobie miłość.
Niekiedy członkowie rodziny nie umieją powiedzieć wprost o tym, co czują, czego się obawiają, uruchamiają różne mechanizmy, często negatywne, by zwrócić na siebie uwagę. Bywa, że i zaczepki są wołaniem „zauważ mnie”, nie mają na celu zranić, lecz są sprawdzianem „czy mnie widzisz”.
Jak radzić sobie w obecnej sytuacji?
Po pierwsze warto zacząć od nazwania tego, co się dzieje, a nie, kto to zaczął. Autorefleksja zabezpiecza nas i chroni przed wejściem w przemoc.
Po drugie - zacząć od siebie, zastanowić się, co czuję, popatrzeć na siebie, czy to, jak siebie przeżywam to jest to, o co mi chodzi, przeanalizować, co mogę od siebie dać, co mogę w sobie zmienić, a potem zaprosić do rozmowy członków rodziny, by wspólnie popatrzeć na Wasze wzajemne relacje, bez atakowania, obwiniania się.
Pamiętajmy, dzieci patrzą na nas dorosłych, by zrozumieć, jaką mają nadać interpretację sytuacji, ważne by widziały, że rodzic nie poddaje się nawet, gdy jest trudno. Warto rozmawiać z dzieckiem, bo choć samo milczy i nie pyta, to nie znaczy, że nie czuje.
Dziecko, które milknie, lokuje wszystko w ciele, w emocjach, w swojej psychice.
Nastawiajmy się zatem bardziej na rozumienie drugiego, niż na ocenianie
i przypisywanie zachowaniom innych członków rodziny znaczeń naszą miarą.
Bądźmy zaciekawieni sobą, bo potrzebujemy siebie nawzajem i będziemy potrzebować się jeszcze bardziej niż kiedykolwiek dotąd.
Comments