Dziś proponuję Wam bajkę o lisku - rozrabiaku, który uwielbiał psocić i figlować. Autorką tej bajki jest Maria Rosińska.Zapraszam do czytania.
- Sreberko, syneczku! - woła z okna chatki-kostropatki mama Lisica. - Pora spać! A Sreberko właśnie w najlepsze wyczynia różne fikołki-koziołki pod dębem. - Syneczku! - Zaraz, zaraz, mamusiu! Jeszcze tylko fiknę trzy razy. Kidy lisek Sreberko mówi „trzy”, oznacza to bardzo, bardzo dużo. Zrobiło się więc zupełnie ciemno, a on ciągle jeszcze skakał i fikał, zamiatając piach kitą. - Synku! - niecierpliwiła się mama. - Idziesz spać czy nie? - Jasne, że nie... - mówi lisek, ale tak cicho, żeby mama nie słyszała. I myk! Pod krzaki. „E, tu za blisko... - myśli. - Przyjdzie mama, znajdzie mnie, da klapsa albo dwa i zabierze do domu”. Wsunął się lisek głębiej w gęstwinę, ale i tu nie wydało mu się dość bezpiecznie przed mamą, więc smyrgnął w lewo i popędził w las.
Biegł, biegł – tu trącił jakąś gałązkę, tam zbił z nóżki kapelusz grzyba, ale nie zwracał na to uwagi. Aż na jednej z potrąconych gałęzi zbudził się leśny Strach. Dziwne to licho lubi każdemu dokuczyć. A potrafi to robić, o potrafi, bo umie naśladować, kogo tylko zechce. - Kto mnie zbudził? - rozejrzał się Strach dokoła. - Aha, to lisek. Już ja mu pokażę! - I dalejże udawać puchacza. - Uhuhu! - rozległo się ponuro po lesie. - Uhuhuuu... Zadrżał Sreberko i rzucił się do ucieczki. Wybierał miejsca najgęściejsze, przeciskał się przez gęstwiny malin i jeżyn, wsuwał się pod zwisające nisko gałęzie starych świerków. Ostre kolce szarpały mu futerko, a jemu serce zamierało ze strachu, bo myślał, że to puchacz dobiera mu się do skóry.
Tymczasem mama Lisica weszła w las. - Sreberko! - wołała. - Gdzie jesteś, syneczku? Usłyszał wołanie Lisicy księżyc. Wyjrzał zza chmur. - Któż to ma na imię „Sreberko”? - zdziwił się. - Zupełnie jak nici mojego blasku. Spojrzał i widzi: mały, rudy lisek przemyka się skulony pod parasolami gałęzi i krzewów, a górą leśny Strach, łobuzersko uśmiechnięty, sunie pohukując przeraźliwie. Sypnął księżyc Strachowi w oczy garść blasku. Zatrzepotał Strach powiekami, uskoczył w bok, przycupnął na leszczynowej witce. A Sreberko biegł jeszcze chwilę, aż znalazł się na skraju leśnej polany. Tu przysiadł pod sosną – zmęczony. Przyjrzał mu się księżyc uważnie. Ojej! futerko na grzbiecie poszarpane... A to się mama Lisica zmartwi. Trzeba temu zaradzić.
Błysnął księżyc okiem, zbudził sosenkę, pod którą siedział lisek. - Pomóż, sosenko – poprosił. Pac! spadła na grzbiet liska igiełka sosnowa. Nawleka na nią księżyc nić swojego blasku. Zabiera się igiełka do roboty. Starannie zeszywa poszarpane liskowe futerko. A lisek ani drgnie. Spi spokojnie jak zaczarowany. Gotowe. Ślicznie wygląda srebrna smuga na grzbiecie liska. Nie znać wcale, a wcale, że to cera. Aż się księżyc uśmiecha – zadowolony.
Zbudził się lisek. Trzeba wracać do domu. Ba! - ale którędy iść? Uciekając przed Strachem lisek szukał tylko osłony, ani mu było w głowie trzymać się ścieżki. I teraz ma za swoje! Co robić? Nocować w lesie? Spojrzał lisek na księżyc, jakby u niego szukając pomocy. A księżyc widać zrozumiał. Pac! - spadł z góry kłębuszek księżycowego blasku prosto przed nosek liska. Koniec nici zaczepił się o sosnową gałązkę, a kłębuszek potoczył się dróżką. „Jakie to śliczne!” - pomyślał lisek i zapomniawszy o swoim zmartwieniu pobiegł za kłębuszkiem.
Kłębuszek toczył się, toczył, srebrna nić kładła się na ziemi, a lisek biegł za kłębuszkiem, biegł, napatrzeć się nie mógł. „Tylko dlaczego ten kłębuszek tak strasznie chudnie? - martwił się Sreberko. - Ile to ja się nabiegam i jestem wciąż taki sam, a on... ojej... już jest mały jak laskowy orzeszek, już jak ziarenko grochu”. „Zatrzymaj się, kłębuszku!” - chciałby lisek zawołać, lecz ot i nie ma kłębuszka.
Ale co za radość! Słychać głos Lisicy: „Sreberko!” - i po chwili lisek już jest w objęciach mamy.
- Syneczku... - mówi mama zmęczonym głosem, takim biednym, że liskowi serce ściska. - Jestem, mamusiu, jestem... Nie gniewaj się... - Syneczku... - głaszcze mama liska. I wtem spostrzega srebrzystą smugę na jego grzbiecie. - O! - mówi. - Nawet nie zauważyłam, kiedy ci wyrosły srebrzyste włoski w futerku. Prawdziwe teraz z ciebie Sreberko...
Comments