top of page
Renata Żak

Pinokio

Baśń Pinokio powstała na podstawie bajki napisanej przez Carlo Collodi. Ze względu na to, że jest bardzo długa, opublikuję ją dla Was w II częściach. Zapraszam na część I.


Wierzcie lub nie, lecz na tym świecie bywa, że zdarzają się rzeczy całkowicie dziwne i niezwyczajne. Tak nieprzewidywalne, że gdy się komuś przytrafiają, nie od razu taka osoba wie, czy ma do czynienia ze snem, czy z jawą! I taki właśnie dylemat powstał w głowie poczciwego stolarza Gepetto, gdy kawałek drewna, który zamierzał przemienić w nogę od stołu, nagle zaczął żałośnie piszczeć i błagać, by darować mu życie! I gdy tylko stary stolarz brał do ręki siekierę, niesforny kawałek drewna wydawał z siebie niesamowite odgłosy. Wyobrażacie sobie podobną sytuację? Nic dziwnego, że stolarz Gepetto ze zdziwienia i przerażenia najpierw przetarł oczy i uszy (aby mieć niezbitą pewność, że zmysły go nie zwodzą), a gdy drewno wciąż wykrzykiwało ni to prośby, ni to groźby, awanturowało się, a na dodatek zaczęło podskakiwać, biedak nabrał ochoty by zniknąć na zawsze w mysiej dziurze, albo po prostu wybiec z tego szalonego miejsca i poszukać sobie schronienia w jakimkolwiek innym zakątku świata! A jednak, jakiś wewnętrzny głos namówił go do zrobienia czegoś kompletnie przeciwnego. Sam Gepetto nie mógł się nadziwić, że oto jego własne ręce kompletują niezbędne narzędzia i zabierają się do strugania. Najpierw stworzył parę oczu, które natychmiast zaczęły się w niego bezczelnie wpatrywać. Następnie obdarował niedoszłą nogę od stołu nosem i ustami, czego natychmiast pożałował, ponieważ z ust tych wydobywać się zaczął nieprzyjemny, arogancki chichot, nieustający mimo groźnej miny Gepetta. Ale i praca stolarza nie ustawała i już niebawem oczom zmieszanego starca ukazał się drewniany pajacyk, o rozmiarze niedużego chłopca. Od razu Gepetto pomyślał o nim, jak o własnym dziecku, ponieważ takowego nigdy nie miał. - Będziesz się nazywał Pinokio - oznajmił Gepetto synowi i ponieważ imię to nie napotkało sprzeciwu, tak właśnie zostało. I na chwilę w niedużym, ubogim pokoiku stolarza Gepetto nastał czas radości i dumy.


Ale chwile mają to do siebie, że szybko mijają! I jak tylko Pinokio poczuł, że ma ręce, ku ogromnej złości Gepetta, zerwał mu z głowy perukę. Jednak złość nie trwała długo i odpowiedzialny ojciec postanowił nauczyć pajacyka chodzić. Z wielką czułością pomagał mu stawiać pierwsze kroki. Ale ten niewdzięcznik, gdy tylko poczuł się na nogach pewnie - jak oszalały wybiegł z pokoiku na ulicę, a dalej do miasta, przed siebie, nie bacząc zupełnie, że stary Gepetto, za troski ruszył za nim w pogoń, krzycząc: - Stój!!! Łapcie go, łapcie tego hultaja!!! Widząc to, ludzie śmiali się aż do łez, jednak gdy pogoń minęła karabinierów, ci poczuli się w obowiązku powtrzymać Gepetta przed ujęciem pajacyka (gdyż z boku mogło to wyglądać, jakby stary ojciec zamierzał spuścić chłopcu tęgie lanie), toteż złapali podejrzanego i zaprowadzili do aresztu. Pinokio nic nie zrobił sobie z tego, że ktoś, kto podarował mu życie, teraz cierpi z jego winy, i korzystając z wielkiego zamieszania, wycofał się chyłkiem i zniknął w tłumie. A jak tylko stało się to możliwe, popędził na skróty przez pola do domu, w którym jeszcze tego dnia, dobry Gepetto nauczył go chodzić. Ale Pinokio nie miał w głowie zbędnych sentymentów, a jedynie przemożną ochotę na odpoczynek. Zaraz więc usiadł na podłodze i odsapnął głośno. Poczuł wielkie zadowolenie, które dość szybko zostało zburzone przez tajemnicy głos: - Krrikk! Krrikk! - Kim ty jesteś? - zapytał Pinokio, czując, że ogarnia go strach. - Jestem Mówiącym Świerszczem! I czy cię to interesuje, czy nie, mieszkam w tym domu już ponad sto lat i swoje prawa mam. - Może i masz - żachnął się pajacyk - ale teraz w tym domu zasady ustalam ja i nakazuję ci się stąd wynosić i to już. Jeśli ci życie miłe! Na tę bezczelność Mówiący Świerszcz tylko nieznacznie się obruszył i odrzekł: - Pewnie nie w smak ci tego słuchać, ale powiem ci i tak! Biada dzieciom, które nie okazują rodzicom wdzięczności za ich poświęcenie, biada takim, co bez powodu opuszczają dom, w którym otrzymały dar życia i narażają rodziców na zmartwienie! - Rzeczywiście słuchać tego nie mogę, więc już skończ! Bo co byś nie powiedział, ja i tak jutro już opuszczam tę klitkę i ruszam w swoją stronę szukać szczęścia. Nie zamierzam skończyć, jak inne dzieci, iść do jakiejś głupiej szkoły i robić, co mi każą. Chcę biegać po polu i łapać motyle. Świerszcz miał w sobie dużo cierpliwości, więc chociaż sprawa zdawała się być beznadziejną, odpowiedział: - Żal mi ciebie, na prawdę, jeśli faktycznie tak myślisz! Nie chcesz chodzić do szkoły? A jak wobec tego zamierzasz zdobyć zawód i uczciwie zarabiać na chleb? - To już moja sprawa, wstrętny świerszczu! - rozzłościł się Pinokio. I ponieważ nie wiedział, co dalej rzec, a widział, że Mówiący Świerszcz nabiera powietrza, by wygłaszać mu kolejne kazania (których słuchanie nie stanowiło dla butnego pajacyka żadnej przyjemności), złapał za drewniany młotek, który akurat zjawił się pod jego drewnianą ręką i z całej siły rzucił nim w Mówiącego Świerszcza. Biedny świerszczyk, zanim zdążył otworzyć buzię by cokolwiek dodać, zginął pod ciężarem młotka. Cóż za strata dla niemądrego Pinokia, który sam siebie pozbawił szansy, by się jeszcze czegoś dowiedzieć i nauczyć!

Nie minęło dużo czasu i Pinokio poczuł przejmujący głód. Niestety nie udało mu się znaleźć nic do jedzenia w domu, przez chwilę zaczął użalać się nad swoim losem i naszła go refleksja, że chyba jednak Mówiący Świerszcz miał rację! Wszak gdyby nie jego – Pinokia - wybryki, jego tatuś, poczciwy Gepetto, byłby tutaj teraz i razem uradziliby coś w sprawie posiłku, tatuś na pewno nie pozwoliłby sobie i swojemu synkowi umrzeć z głodu! Przemyślenia te jednak w drewnianej główce Pinokia nie trwały długo - niewiele przewidując, ruszył późnej pory do miasteczka, by tam spróbować szczęścia i znaleźć cokolwiek do jedzenia. Szczerze mówiąc, miał nadzieję, że znajdzie jakąś litościwą osobę i uda mu się od niej coś wyżebrać. Z takim zamiarem wybiegł na ulicę i biegł, biegł, mimo chłodu i wiatru, przez całe miasto, ale nie udało mu się zdobyć nawet kromki chleba. Ludzie przeganiali go lub udawali że nie widzą biednego Pinokia, jeden starszy jegomość wylał nawet na pajacyka kubeł zimnej wody, gdy ten poprosił go o coś do jedzenia. Zziębnięty, głodny i smutny, wrócił Pinokio do domu i położył się obok paleniska, by wypocząć i nieco się ogrzać. Szybko zapadł w sen. Ze snu wyrwał go głos Gepetta, który nieoczekiwanie, w środku nocy, rozległ się wśród ścian pokoiku: - To ja, to ja! - wołał stolarz, oczekując na odpowiedź Pinokia, za którym bardzo tęsknił. Pinokio poderwał się z miejsca, chcąc pobiec i uściskać ojca, jednak, jak się okazało, jego drewniane stopy strawił ogień, przy którym zbyt blisko położył się pajacyk. I zamiast dobiec do swojego wybawiciela i rzucić się mu na szyję, runął biedaczek jak długi na podłodze i krzyknął boleśnie: - Ratunku, ratunku, nie mogę chodzić, moje stopy zjedzone! Gepetto, który nie od razu zauważył i zrozumiał, co właściwie się stało, podniósł nieszczęsnego Pinokia i na widok jego krzywdy, wezbrała w nim ogromna czułość. Całował Pinokia i natychmiast zapomniał o tym, że nie dalej jak rano okazał się on nieznośnym nikczemnikiem, a za swoje spalone stopy sam sobie właściwie może podziękować. Pinokio natomiast zaczął opowiadać o tym, co mu się przydarzyło, jednak tak szybko i chaotycznie, że zmęczony Gepetto zrozumiał jedynie, że jego synek jest okrutnie głodny i wyjął z kieszeni trzy gruszki, mówiąc: - Właściwie miało to być moje śniadanie, ale podzielę się z tobą, mój biedny Pinokio. Pinokio, widząc gruszki, zażądał, by mu je obrać. Gepetto, chociaż żądanie to zdziwiło go i nawet trochę zasmuciło, obrał gruszki i podał pajacykowi, który w pierwszym odruchu chciał wyrzucić skórkę i ogonek do śmietnika. Jednak Gepetto powstrzymał go:

- Nie wyrzucaj, nigdy nie wiadomo, co i kiedy będzie mogło się do czegoś przydać! I rzeczywiście, jak tylko Pinokio połknął trzy obrane gruszki, poczuł kolejną falę głodu, a nie mając nic innego, sięgnął po wzgardzone wcześniej skórki i ogonki. Tak po raz kolejny okazało się, że warto słuchać starszych. Jednak jeszcze wtedy nie był to dla Pinokia moment, by tę oczywistość zrozumieć...


Gdy tylko Pinokio się najadł, natychmiast zaczął płakać, ponieważ jego kolejnym pragnieniem były nowe stopy. Długo na nie czekać nie musiał, gdyż Gepetto wykonał na miejscu nowiutkie i kształtne, tak, by synek jego znowu mógł się swobodnie poruszać. Pinokio mało nie oszalał z wielkiej radości i pośród podskoków i wywijanych kozłów powiedział: - Tatusiu, jesteś dla mnie taki dobry, że chciałbym coś dla ciebie zrobić! Pójdę więc do szkoły i zdobędę zawód! Będę ci pomagał! - Wspaniale! - odrzekł uradowany Gepetto. W tym momencie pajacykowi zrzedła trochę mina: - Ale tatusiu, żeby iść do szkoły, trzeba mieć odpowiednie ubranie i elementarz. A ja przecież niczego z tych rzeczy nie mam! Gepetto również posmutniał. Zrobił dla Pinokia ubranie z kolorowego papieru, a by zdobyć elementarzy, poszedł do miasta i sprzedał swój ostatni kaftan, chociaż na zewnątrz było okropnie zimno. Za pieniądze z tej sprzedaży kupił dla Pinokia elementarz. A Pinokio, który w głębi nie był wcale złym pajacykiem, zrozumiał doskonale ten akt miłości i rzucił się staremu ojcu na szyję.

Nadszedł ten dzień, gdy Pinokio poszedł do szkoły. W jego drewnianej główce kłębiły się same dobre myśli - chciał się uczyć, zdobyć zawód i przynieść ojcu radość oraz dumę. Ale po drodze do szkoły pajacyk dostrzegł zbiegowisko ludzkie i usłyszał muzykę, co bardzo go zainteresowało. Od jednego z chłopców tłoczących się przy tajemniczym obiekcie, usłyszał, że właśnie do miasteczka zajechał Wielki Teatr Marionetek. I mocno Pinokio zapragnął bliżej przyjrzeć się temu zjawisku! Niestety, okazało się, że wstęp na widowisko jest płatny, a nasz pajacyk nie miał przecież żadnych pieniędzy. Wpadł jednak na pomysł, że sprzeda swoje papierowe ubranie. Ponieważ jednak nikt nie chciał go kupić, sprzedał Pinokio elementarz, dla zdobycia którego biedny Gepetto marznął przez całą zimę. Sprzedał elementarz, kupił bilet i jak zaczarowany począł wpatrywać się w przedstawienie...

A przedstawienie wzbudzało ogromne emocje i ludzie, którzy przybyli je obejrzeć, pokładali się ze śmiechu, widząc kukiełki, kłócące się ze sobą i wygłupiające się jak żywe. Nagle jednak wydarzyło się coś absolutnie nieoczekiwanego - otóż jedna z marionetek zamarła w bezruchu, spojrzała w kierunki widowni, dostrzegła Pinokia i zawołała: - Tutaj jest Pinokio! Pinokio! Pinokio, chodź tutaj do nas! I naraz reszta marionetek zaczęła podskakiwać i klaskać, wiwatując: - Niech żyje Pinokio! Niech żyje Pinokio! Pinokio, chodź do nas, wyściskaj swoją drewnianą rodzinkę, tak tęskniliśmy za tobą! Tak serdecznie zaproszony, Pinokio nie mógł odmówić! Wskoczył na scenę i zaczął witać się ze wszystkimi kukiełkami, jakby znał je od zawsze. Jednak ponieważ ten wybuch uczuć spowodował poważny zamęt w teatrze, wkrótce pojawił się wśród kukiełek lalkarz i spiorunował spojrzeniem całe drewniane towarzystwo. Natychmiast po przedstawieniu szarpnął biednego Pinokia za papierowy żakiecik i potrząsnął nim solidnie. Powiesił na gwoździu przy wozie, który mieścił w sobie cały teatr i którym podróżowała trupa, a wieczorem, gdy zrobiło się chłodno, zapowiedział, że użyje go jako podpałki! Jednak nasz pajacyk zaczął się szamotać i błagać o litość tak przekonująco, że w końcu nawet lalkarzowi (zwanemu Ogniożercą) zmiękło serce i darował biedakowi życie.


Następnego ranka, Ogniożerca, wypytawszy Pinokia o to, skąd w ogóle wziął się w jego teatrze, dał pajacykowi pięć złotych monet i polecił jak najszybciej ruszyć do domu starego ojca i przeprosić go za swoją lekkomyślność. Pinokio skoczył z radości i ruszył pędem w kierunku miasteczka. Nie przebiegł jednak nawet jednego kilometra, a spotkał na swojej drodze dziwną parę: kulawego Lisa i ślepego Kota, którzy zawołali go po imieniu i grzecznie się z nim przywitali. Dowiedziawszy się, że pajacyk zmierza do swojego tatusia z kieszenią pełną złotych monet, zaczęli wprost nalegać, by Pinokio ruszył za nimi i pomnożył swój majątek. - To proste! - mówił Lis z uprzejmym wyrazem pyska - Musisz dostać się z nami na Pole Cudów, którego cudowność polega na tym, że cokolwiek zasadzi się w ziemi, wyrasta toto na potężne drzewo i zasypuje cię owocami - identycznymi jak te, które zasadziłeś! Jeśli swoje pieniądze zakopiesz na Polu Cudów, wystarczy jedna doba, by cieszyć się tysiącami monet! Pinokio nie myślał długo. Doszedł bowiem do wniosku, że jego tatuś na razie i tak nie wie, co się z nim dzieje, a na pewno bardziej ucieszyłby się z setek tysięcy złotych monet, niż z pięciu zaledwie! Dołączył zatem do pary cwaniaków i ruszył za nimi na Pole Cudów, które tak wychwalali. Szli cały dzień, a na noc zatrzymali się w karczmie. Gdy Pinokio spał, wyczerpany długą pieszą wędrówką, jego towarzysze zostawili go i zniknęli. Biedny pajacyk, gdy obudził się i stwierdził, że został sam, pomyślał, że to jego wina, bo zaspał i nie był gotowy na czas dalszej części wyprawy. Zapłacił karczmarzowi za nocleg swój, Lisa oraz Kota oraz pognał przed siebie, by jak najszybcciej dogonić nowych przyjaciół. Niestety! Na skraju ciemnego lasu napadło go dwóch zamaskowanych zbirów, którzy zażądali pieniędzy przerażonego Pinokia, a nie mogąc ich wyłudzić od pajacyka, złapali go i powiesili na drzewie, zostawiając, jak mniemali, na pewną śmierć. Ale Pinokio nie był przecież prawdziwym chłopcem, tylko drewnianym pajacykiem i nie umarł; trzy godziny próbował się uwolnić z pułapki, a gdy mu się to nie udało, zawisnął sromotnie, bez ruchu, czekając na koniec.


Ale koniec nie nadszedł! Przypadkiem bowiem wypatrzyła go mieszkająca nieopodal dobra Wróżka, która jak tylko zobaczyła wiszącego na drzewie pajacyka, poleciła swoim pomocnikom, ptakom i różnym innym zwierzętom, zdjąć go i zanieść do jej własnego domu. Tam doszedł on do siebie, niechętnie wypił gorzkie lekarstwo i na pytanie Wróżki, co właściwie mu się przydarzyło, że skończył wisząc samotnie na drzewie, zaczął snuć swoją historię. A ponieważ miał dużą tendencję do koloryzowania oraz mówienia nieprawdy w celu zatajenia swojej ewidentnej winy, Wróżka postanowiła uświadomić mu, jak bardzo jego opowieść różni się od tego, co miało miejsce w rzeczywistości... I gdy tylko Pinokio w swojej historii mijał się z prawdą, jego nos wydłużał się. Na końcu był już tak długi, że pajacyk z trudem mieścił się w pokoju, ale wciąż tego nie zauważał. Wtedy Wróżka upomniała go łagodnie: - Coś mi się zdaje, mój Pinokio, że nie mówisz prawdy. Pinokio na te słowa żachnął się i krzyknął: - Mówię najprawdziwszą prawdę! Dlaczego uważasz że kłamię? - Widzisz, Pinokio, niektóre kłamstwa mają krótkie nogi, inne natomiast mają długi nos. Twoje należą do tych drugich. W tym momencie Pinokio zorientował się, co się stało i ze wstydu zapragnął uciec do lasu i schować się tak, by już nigdy nikt go nie widział. Jednak okazało się to niemożliwe, bo nos jego był tak długi, że zaklinował się w drzwiach. Wróżka, która miała dobre serce i na prawdę chciała pomóc biednemu głuptasowi, zawołała armię dzięciołów, które z pomocą swoich twardych dziobów szybko uporały się z ogromnym nosem Pinokia. Ten z radości zaczął wywijać kozły i wyznawać miłość dobrej Wróżce. Ta spokojnym głosem rzekła: - Kochany Pinokio, ja dla ciebie też mam wiele ciepła w sercu. Dlatego musisz wiedzieć, że już powiadomiłam twojego tatę, że tu jesteś i jest on w drodze, ciesząc się ogromnie, że cię spotka! Pinokio nie mógł uwierzyć w to, co słyszy: - Na prawdę! I ja tak bardzo się cieszę! Czy mogę wyjść mu na przeciw, żeby spotkać się z nim szybciej, bo tutaj chyba nie wytrzymam, tak bardzo chciałbym już rzucić mu się w ramiona! - Dobrze, Pinokio, ale pamiętaj, żeby nie zbaczać z leśnej dróżki i cały czas iść prosto przed siebie. Pajacyk solennie obiecał, że tak właśnie postąpi i wybiegł z domku Wróżki prosto do lasu.


Czy to przypadek, niezwykły pech Pinokia, czy też przeznaczenie, coś sprawiło, że po niedługim czasie znowu na swojej drodze spotkał kulawego Lisa i ślepego Kota, którzy udając wielkie zdziwienie i radość jednocześnie na widok pajacyka, wypytawszy o złote monety, które wciąż tkwiły w kieszeni Pinokia, zaproponowali, że zabiorą go na Pole Cudów po raz drugi i tym razem nic im nie przeszkodzi. Pajacyk na początku się ociągał, jednak ostatecznie dał się namówić i po raz kolejny zaufał osobom, które nigdy nie powinni pojawić się na jego drodze.

Gdy cała trójka dotarła do rzekomego Pola Cudów, Lis i Kot polecili pajacykowi zakopać w ziemi jego złote monety, a następnie polać to miejsce wodą, co też Pinokio natychmiast uczynił. Wtedy Lis i Kot powiedzieli mu, że w tym momencie muszą się rozdzielić, gdyż oni ruszają w dalszą drogę, on sam zaś powinien oddalić się do miasta na dwadzieścia minut, po czym wrócić i obserwować jak rośnie jego drzewko. Naiwny Pinokio tysiąckrotnie dziękował pomysłodawcom za to, że pokazali mu, jak się wzbogacić, po czym pobiegł do miasteczka i dokładnie odliczył dwadzieścia minut. Gdy wrócił na miejsce, w którym zasadził monety. Drzewka oczywiście nie było; tknięty złym przeczuciem Pinokio odkopał dołek, w którym zaledwie dwadzieścia minut wcześniej zasadził swój majątek. A nie znalazłszy go na swoim miejscu, zrozumiał, że został oszukany. I zaczęło do niego docierać, że nie warto wierzyć we wszelkie brednie, jakie wygadują przypadkowo napotkani ludzie, że zawsze znajdzie się ktoś, kogo jedynym celem w życiu jest wykorzystywanie cudzej łatwowierności dla własnych korzyści; wreszcie - że aby się wzbogacić, trzeba uwierzyć w umiejętności własnych rąk lub siłę umysłu, a nie bajki i plotki opowiadane przez różnych jegomości w teatrze czy na skraju lasu.

Ze swoimi przemyśleniami, wyrzutami sumienia i ogromną tęsknotą za tatusiem i dobrą Wróżką, ruszył Pinokio przed siebie, aż poczuł ogromny głód. Nie wiedząc, co właściwie robi, wskoczył do winnicy, by zerwać kiść smakowicie wyglądających winogron. Niestety, i tutaj nieszczęście go nie ominęło, bowiem gdy wygłodniały Pinokio raczył się słodkościami z drzewek, nagle na jego drewnianej nodze zacisnęły się żelazne kleszcze. Biedaczek wpadł w sidła zastawione na bezczelne kuny. Nie mógł się ruszyć, a ból był nie do zniesienia. Wkrótce, usłyszawszy piski, nadszedł gospodarz, a widząc w sidłach złodzieja, bardzo się zezłościł i nie pozwolił pajacykowi na żadne tłumaczenia! Zaniósł go do swojego obejścia i uwiązał na łańcuchu przy budzie, gdyż postanowił ukarać złodziejaszka niewdzięczną pracą psa podwórzowego. Wyczerpany, obolały i wciąż głodny Pinokio położył się w psiej budzie i natychmiast zasnął. Jednakże w nocy obudziły go dziwne odgłosy - tak, to kuny zakradły się do kurnika! Pinokio zaczął szczekać jak prawdziwy pies, czym zwabił rozzłoszczonego gospodarza - ten jednak, widząc co się dzieje, wyłapał wszystkie kuny - zapowiadając, że porachuje się z nimi już rano - a nie potrafiąc wyrazić swojej wdzięczności dzielnemu pajacykowi, zwrócił mu wolność i dodatkowo pozwolił mu się posilić odżywczą strawą.


Koniec części I, ciąg dalszy nastąpi...

コメント


bottom of page